„STOWARZYSZENIE UMARŁYCH POETÓW” – NANCY H. KLEINBAUM
„Poszedłem do lasu,
wybrałem bowiem życie z umiarem. Chcę żyć pełnią życia, chcę wyssać wszystkie
soki życia. By zgromić wszystko to, co życiem nie jest. By nie odkryć tuż przed
śmiercią, że nie umiałem żyć.”
Po „Stowarzyszenie umarłych poetów”
autorstwa Nancy H. Kleibaum sięgnęłam ze względu na to, że jest to lektura na
konkurs, do którego się przygotowuję. Powieść bardzo pozytywnie mnie
zaskoczyła, pokochałam ją całym serduszkiem. Wcześniej oglądałam film, na
podstawie którego powstała książka. Wiedząc, że film był pierwowzorem powieści,
a nie na odwrót, byłam trochę negatywnie nastawiona, jednak książka okazała się
wspaniała.
Do elitarnej
Akademii Weltona trafia nowy nauczyciel języka angielskiego, John Keating.
Wprowadza na swoich lekcjach zupełnie inne zasady, niż pozostali nauczyciele.
Chłopcy, którzy są głównymi bohaterami powieści, uczą się cieszyć życiem,
marzyć i walczyć o siebie.
„Jeśli chcesz wychować
zagorzałego ateistę, musisz udzielać mu surowych lekcji religii. To zawsze
owocuje dobrymi skutkami.”
Bardzo
podobało mi się to, jak wielką rolę w powieści odgrywa miłość chłopców do
poezji, którą obudził w nich Keating. Było to coś niespotykanego i sprawiło, że
sama chciałabym częściej sięgać po wiersze.
Pokochałam
klimat, który panował podczas czytania powieści - opisy życia uczniów w
prywatnej szkole, ich potajemne spotkania, podczas których czytali wiersze oraz
przepełniające nadzieją lekcje Keatinga. Wszystko to tworzyło niepowtarzalną
atmosferę. Jestem osobą, dla której klimat powieści jest jednym z ważniejszych
czynników, jakie wpływają na ocenę książki. W tym przypadku zdecydowanie się
nie zawiodłam.
„Prawda jest jak
przykrótki koc, pod którym marzną stopy.”
Bohaterowie
także są wielką zaletą. Każdy z nich jest zupełnie inny, walczy z innymi
demonami. Poznajemy ich powoli, obserwujemy ich rozwój. Mają różne marzenia,
charaktery i cele, a jednak tak świetnie się dogadują. Postaci były świetnie
wykreowane, wydawały się bardzo prawdziwe.
Polecam tę
książkę każdemu, kto potrzebuje trochę inspiracji, kto chce przypomnieć sobie o
tym, co właściwie znaczy „żyć”. Zakończenie złamało moje serce na miliony
kawałeczków, jednak oprócz tego, że było smutne, było też przepiękne…
„O kapitanie mój,
kapitanie!”
A Wy?
Czytaliście lub oglądaliście „Stowarzyszenie umarłych poetów”? Dajcie znać w
komentarzu!
Z wielką przyjemnością sięgnę po książkę. Oglądałam tylko film. Dziękuję za recenzję
OdpowiedzUsuńFilm kocham równie mocno jak książkę, jednak ona ma ten niepowtarzalny klimat. Ciszę się, że zachęciłam do sięgnięcia po nią.
Usuń