TRYLOGIA „WIĘZIEŃ LABIRYNTU” –
JAMES DASHNER
„- Jasna cholera, boję
się.
- Jasna cholera, jesteś
tylko człowiekiem. Powinieneś się bać.”
W dzisiejszym
poście podzielę się z Wami moją opinią na temat trylogii James’a Dashner’a
„Więzień labiryntu”. W skład trylogii wchodzą: „Więzień labiryntu”, „Próby
ognia” i „Lek na śmierć”. Po książki te sięgnęłam głównie ze względu na ich ekranizację.
„Więźnia labiryntu” obejrzałam – niestety, jeszcze przed przeczytaniem książek.
Bardzo mi się podobał, również ze względu na cudownego Dylan’a O’Brien’a.
Pierwsza
część serii opowiada o Thomasie, który pewnego dnia budzi się w tajemniczej
windzie, nie pamiętając niczego - poza swoim imieniem. Nie ma pojęcia jak się
tam znalazł, ani gdzie dotrze winda. Pojawia się w Strefie – otwartej
przestrzeni otoczonej murem, z której nie ma wyjścia. Wita go grupa chłopaków,
którzy tak jak on zostali tu przywiezieni znając jedynie swoje imię. Następnego
dnia w Strefie po raz pierwszy pojawia się dziewczyna – Teresa. Przynosi ze sobą
wiadomość, od której wszystko się zaczyna. Mieszkańcy Strefy rozpaczliwie
próbują odnaleźć wyjście przez labirynt, znajdujący się za murem.
„Zapomni o wszystkim,
co dziwne. Zapomni o wszystkim, co złe. Zapomni o tym i nie spocznie, dopóki
nie rozwiąże tej zagadki i nie znajdzie stąd wyjścia.”
Pomysł na
trylogię od początku wydawał mi się świetny. Nigdy wcześniej nie spotkałam się
z książkami o podobnym zamyśle. Miałam tylko nadzieję, że cały pomysł nie
zostanie przez autora zmarnowany. Na szczęście się nie zawiodłam. Trylogia mnie
zachwyciła, każda książka coraz bardziej trzymała w napięciu. W fabule jest
mnóstwo niespodziewanych zwrotów akcji, przez co w pewnym momencie kompletnie
nie wiemy komu ufać i komu wierzyć.
Klimat książki
jest bardzo oryginalny. Sposób, w jaki rozmawiają Streferzy, jest dla nich
bardzo charakterystyczny. Autor stworzył praktycznie ich własny slang, który
nie każdemu może przypaść do gustu, jednak jak dla mnie jest bardzo wyjątkowy.
Bohaterowie często również posługują się sarkazmem, mają duży dystans do siebie,
sporo żartują. Są to rzeczy, które bardzo cenię sobie w relacjach bohaterów.
Przez to bardzo się do nich przywiązuję, wydają mi się realni, nie są jedynie
wykreowanymi postaciami.
„- To Stwórcy -
odpowiedział Minho, następnie splunął na podłogę. - Zrobię wam z pysków
origami!”
Wizja przyszłości,
którą przedstawia autor, jest bardzo niepokojąca. Nie będę się teraz nad tym
rozwodzić, ponieważ chcę uniknąć spoilerów, jednak muszę przyznać, że życie w
świecie „Więźnia labiryntu” nie jest proste.
Trylogię polecam
każdemu, kto lubi książki z dużą ilością akcji, które bardzo zaskakują. W
powieściach nie ma zbyt dużo romansu, więc na to raczej nie należy się
nastawiać. Po skończeniu jednej książki nie można się doczekać następnej.
Jaka jest
Wasza opinia na temat tej serii? Podzielcie się nią w komentarzu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz