wtorek, 27 grudnia 2016

MAGICZNY MARATON / „Harry Potter i Czara Ognia”


„Zagłuszanie bólu na jakiś czas sprawia, że powraca ze zdwojoną siłą.”

Od razu zacznę od tego, że jest to zdecydowanie najlepsza część ze wszystkich, które do tej pory przeczytałam. Po prostu nie mogłam oderwać się od lektury, książka wessała mnie do środka.
            Moją ulubioną częścią książki był Turniej Trójmagiczny. Umierałam z ciekawości, aby dowiedzieć się, jakie będą następne zadania, przez które muszą przejść uczestnicy. Bardzo zainteresowało mnie również przybycie delegacji z innych magicznych szkół z całego świata do Hogwartu.

„Nadejdzie czas, w którym będziecie musieli wybierać między tym,
 co słuszne, a tym, co łatwe.”

            Z każdą częścią w książkach o Harrym Potterze pojawia się coraz więcej akcji i emocji. Czwarty tom potrafił jednocześnie wywołać na mojej twarzy szeroki uśmiech i złamać mi serce. Powieść ta okazała się również bardziej krwawa i brutalna, niż poprzednie.
            J. K. Rowling kolejny raz dała mi porządny zastrzyk nowych postaci. Poznałam cichego Wiktora Kruma, piękną i wyniosłą Fleur Delacour i tajemniczego Szalonookiego Moodiego. Bardzo polubiłam Cedrika Diggoriego, który w tym tomie odegrał dosyć dużą rolę.

„Co ma być to będzie, a jak już będzie to trzeba się z tym zmierzyć - powiedział Hagrid.”


CZĘŚĆ ZE SPOILERAMI
Czytasz na własną odpowiedzialność!

            W tym poście postanowiłam po raz pierwszy stworzyć sekcję, w której podzielę się z Wami moimi przemyśleniami na temat konkretnych wydarzeń w książce. Jest ona przeznaczona dla osób, które już tę książkę czytały, nie zamierzają jej czytać lub po prostu nie przeszkadzają im spoilery. Mam nadzieję, że taki pomysł się Wam spodoba, piszcie w komentarzach co o tym myślicie ;).
            Osoby, które czytały książkę, z pewnością wiedzą, od czego muszę zacząć. Dlaczego do jasnej ciasnej Cedrik Diggory nie żyje?!?!?! Dlaczego??? Naprawdę bardzo polubiłam tę postać, był kimś, kto zawsze chciał grać fair. To wszystko wydarzyło się tak nagle! Cedrik zachował się niezwykle szlachetnie, chciał oddać Harry’emu puchar, ale jednak złapali go razem, a ja już byłam taka zadowolona, że obaj wygrali. Niespodziewanie przenoszą się na cmentarz i nagle… Cedrik umiera!!! Było to wydarzenie, którego się w tej książce kompletnie nie spodziewałam.


            Następną rzeczą, o której chcę wspomnieć, jest związek Kruma i Hermiony, mimo że ich historia stanowi dosyć mały wątek w całej powieści. Generalnie nie mogę się doczekać, aż Ron i Hermiona będą razem, jednak muszę przyznać, że Wiktor i Hermiona również mi do siebie pasowali ;). Podobało mi się to, że przychodził do biblioteki jedynie po to, aby zaprosić Hermionę na bal oraz to, że lubił rozmawiać jedynie z nią. Bawiły mnie także przebłyski zazdrości Rona.
            Nawet nie wiecie, jaka dumna byłam z Harry’ego po przeczytaniu sceny opisującej jego walkę z Voldemortem. Harry pokazał na co go stać i pokonał go! Cieszyło mnie, gdy czytałam, jak Lord Voldemort powoli tracił odwagę, a w jego oczach pojawiał się strach przed Harrym, czarodziejem w wieku trzynastu lat. Bardzo wzruszający był również moment pojawienia się ech Cedrika oraz matki i ojca Harry’ego.

KONIEC CZĘŚCI ZE SPOILERAMI






            Podsumowując, książka była naprawdę przecudowna, pełna zarówno emocji i akcji, jak i momentów niepewności. Zakończenie okazało się zaskakujące, co cenię sobie w książkach. Jak do tej pory jest to mój ulubiony tom w tej serii.

„Znasz swoją matkę, Malfoy, prawda? - powiedział Harry. - Ma minę, jakby jej ktoś podsunął łajno pod nos... Czy ona zawsze ma taki wyraz twarzy, czy może tylko wtedy, kiedy jesteś w pobliżu?”


            Co myślicie o mojej Części ze Spoilerami? Piszcie w komentarzach! ;)

niedziela, 11 grudnia 2016

MAGICZNY MARATON / „Harry Potter i więzień Azkabanu”


„To by znaczyło, że tym, czego się boisz najbardziej, jest... strach.

To bardzo mądre, Harry.”


            Oficjalnie zmieniam nazwę mojego maratonu. Przymiotnik „jesienny” nie jest już zbyt trafnym określeniem, ze względu na to, że jesień już właściwie się kończy ;). Niestety przez natłok nauki nie udało mi się do końca listopada dokończyć wszystkich książek o Harrym Potterze, a więc od dzisiaj będzie to magiczny maraton ;).
Tym razem opowiem Wam trochę o trzeciej części serii o młodym czarodzieju, czyli „Harry Potter i więzień Azkabanu”. Muszę przyznać, że ten tom naprawdę bardzo mi się podobał. Był zarówno zaskakujący, magiczny, jak i pełen nadziei. Książka nie była przewidywalna, po prostu nie mogłam się od niej oderwać, ponieważ strasznie chciałam wiedzieć, co wydarzy się na następnej stronie.

„Myślisz, że umarli, których kochaliśmy, naprawdę nas opuszczają? Myślisz, że nie przypominamy sobie ich najdokładniej w momentach wielkiego zagrożenia? Twój ojciec żyje w tobie, Harry, i ujawnia się najwyraźniej, kiedy go potrzebujesz.(...)”


W powieści pojawiło się również kilka smutnych wątków, co bardzo mi się podobało, bo przez to w historii zawarte były emocje, a nie jedynie akcja. W książce, z biegiem fabuły, dowiadujemy się coraz więcej o okolicznościach śmierci rodziców Harry’ego. Opisy te sprawiały, że coraz mocniej nienawidziłam mordercy Potterów.
Bardzo polubiłam postać Syriusza Blacka, tytułowego więźnia Azkabanu. Mimo, że w książce jego postać pojawiła się tak naprawdę tylko na moment, wzbudził we mnie dużą ciekawość. Jest on postacią bardzo tajemniczą, a jednocześnie budzącą sprzeczne emocje.

„Uśmiech losu można zobaczyć nawet w tych najciemniejszych chwilach,
jeżeli pamięta się żeby zapalić światło.”

Kolejny raz się powtórzę, ale naprawdę uwielbiam Albusa Dumbledora, dyrektora Hogwartu. Jest to z pewnością jeden z najmądrzejszych i najbardziej dobrodusznych bohaterów książkowych, jakich znam. W książce widzimy, jak wiele jest w stanie zaryzykować, aby zrobić to, co uważa za słuszne i ocalić niewinną osobę.
Jedno, nad czym ubolewam, to mała obecność Hermiony w większej części książki. Bardzo mi brakowało jej wyniosłych komentarzy i momentów zarozumiałości, które zawsze przepełnione są humorem. Niestety, przez większość powieści praktycznie nie odgrywała żadnej większej roli.

„Panowie Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz,
zawsze uczynni doradcy czarodziejskich psotników,
mają zaszczyt przedstawić
MAPĘ HUNCWOTÓW.”


Generalnie powieść bardzo mi się podobała, była dużo lepsza od drugiej części. Pojawiło się kilku nowych bohaterów, których obdarzyłam wielką sympatią i mam nadzieję, że pojawią się w następnych tomach. Nie mogę się już doczekać, aż zabiorę się za czwartą część ;).


Kto z Was tak jak ja marzy, aby kiedyś przelecieć się na hipogryfie? Piszcie w komentarzach! 

niedziela, 13 listopada 2016

TEA BOOK TAG


         Dzisiaj mam dla was coś trochę innego niż zazwyczaj, a mianowicie tag. Postanowiłam poeksperymentować trochę i zdecydowałam się na Tea Book Tag, stworzony przez Weronikę z bloga Bookocholic. Ja osobiście uwielbiam herbatę i potrafię wypić nawet trzy lub cztery dziennie, zwłaszcza jesienią. Dlatego myślę, że mimo, że za oknami już śnieg, to miło jeszcze trochę poczuć jesień :).

           Czarna herbata, czyli mój ulubiony klasyk

        W pierwszej kategorii zdecydowałam się na „Anię z Zielonego Wzgórza” Lucy Maud Montgomery. Jest to książka, którą czytałam jako lekturę. Była to chyba pierwsza lektura, którą mi się w pełni przyjemnie czytało. Ania uczy nas, jak cieszyć się każdym dniem, nie przejmować się przeciwnościami losu i akceptować siebie. Jeżeli jeszcze tego nie czytaliście, to koniecznie to nadróbcie.

„Pamiętaj, że wszystko można zacząć od nowa.
Jutro jest zawsze świeże i wolne od błędów.”


Zielona herbata, czyli książka tak nudna, że przy jej czytaniu zasnęłam

        Tej kategorii nie traktuję całkowicie poważnie, ponieważ nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek zasnęła z nudów przy jakiejś książce. Wybrałam natomiast „Wnuczkę do orzechów”. Na książkach Małgorzaty Musierowicz wychowała się moja mama, dlatego bardzo chciała, żebym ja też wyrobiła sobie zdanie na ich temat. Muszę przyznać, że „Wnuczka do orzechów” jest jedyną jej książką, jaką przeczytałam. Powieść nie za bardzo mnie do siebie zachęciła i wynudziłam się jak mops.

Czerwona herbata pu-erh, czyli książka,
w której bohaterowie ciągle się przemieszczają

            Pierwszą książką, która przyszła mi na myśl, był oczywiście „Hobbit” J. R. R. Tolkiena. Fabuła całej powieści opiera się na podróży, a bohaterowie niemal ciągle są w ruchu. Do tego książka pełna jest akcji, a każda strona jest nią przepełniona.

„Aby coś znaleźć, trzeba poszukać.
Istotnie, zazwyczaj kiedy się szuka, w końcu się coś znajduje.”

Herbata oolong, czyli książka, której poświęca się zbyt mało uwagi

        Myślę, że idealną książką do tej kategorii jest „Black Ice” Becci Fitzpatrick. Ludzie poświęcają dosyć dużo uwagi trylogii „Szeptem” tej autorki, natomiast ta książka nie zyskała aż tak wielu czytelników. A szkoda. Ze względu na swój klimat, jest ona idealna na zimowe wieczory. Pełno jest w niej akcji i tajemnic, które czasem mrożą krew w żyłach.

„- Każdy musi mieć jakieś sekrety - oznajmił.
- Dzięki nim jesteśmy podatni na ciosy.”



Biała herbata, czyli książka niezasłużenie popularna

            Niestety, muszę wymienić tutaj „Pretty Little Liars, kłamczuchy”, ponieważ kompletnie nie rozumiem fenomenu tej serii. O ile uważam, że serial jest fenomenalny i naprawdę wciągający, o tyle w książce nie widzę zbyt wielu „ochów” i „achów”. Zdecydowanie nie jest to lektura, która wniosła coś do mojego życia.

Herbata yerba mate, czyli książka, przy której trzeba przebrnąć
przez pierwsze rozdziały, aby akcja się rozwinęła

            Od razu pomyślałam o książce, którą miałam okazję czytać jeszcze w lipcu tego roku, czyli „7 razy dziś” Lauren Oliver. Główna bohaterka, jak wskazuje tytuł, 7 razy przeżywa ten sam dzień i 7 razy jest on opisany. Gdy 3 razy przedstawiony był ten sam dzień, co prawda z pewnymi zmianami, ale nieznacznymi, lekko zniechęciłam się do tej książki, jednak mniej więcej od połowy, gdy akcja zaczęła się rozkręcać, po prostu nie mogłam się od niej oderwać.

„Czasem boję się zasnąć z powodu tego, co za sobą zostawiam.”

Herbata ziołowa, czyli książka, którą czytano mi na dobranoc, gdy byłam mała

            Do tej kategorii wybrałam „Bajeczne opowieści”, opisujące przygody postaci bajek Disneya. Książka jest przepięknie ilustrowana i zawiera wiele historii, które znamy z bajek animowanych. Od razu muszę dodać, że oczywiście najbardziej lubiłam opowieści o księżniczkach ;).




Herbata owocowa, czyli moja ulubiona lekka książka

            Przedstawię Wam tu całą trylogię, którą większość z Was pewnie już kojarzy. Mam na myśli „Rywalki” Kiery Cass. Wszystkie tomy czyta się bardzo szybko, są to książki dosłownie na jeden lub dwa wieczory. Czytając je, nigdy nie można być do końca pewnym, jak wyglądać będzie koniec, a często ma się chęć przenieść się do świata bohaterów.

„Ty sobie nie dajesz rady z płaczącymi kobietami,
a ja nie radzę ze spacerami u boku księcia.”

Iced tea, czyli książka, która zmroziła mi krew w żyłach

            Przyszedł czas na przedostatnią kategorię. Zdecydowałam się wybrać tu „Igrzyska śmierci” Suzanne Collins, które wcale nie są horrorem, jednak pokazały mi, jak nasz świat może wyglądać w przyszłości (a może już po części tak wygląda). Jest to książka, która otworzyła mi na pewne rzeczy oczy i jednocześnie przeraziła mnie. Z pewnością długi czas o niej nie zapomnę i jeszcze kiedyś po nią sięgnę.

„Niszczenie jest znacznie łatwiejsze od tworzenia.”



Rozlana herbata, czyli kogo taguję!

            Kogo taguję? Ciebie, tak - Ciebie, drogi czytelniku ;). Jeżeli posiadasz bloga lub kanał na You Tube, to wykonaj ten tag, a jeżeli już to zrobiłeś, to zostaw link w komentarzu, chętnie zajrzę.


środa, 26 października 2016

JESIENNY MARATON / „Harry Potter i Komnata Tajemnic”


„To nasze wybory ukazują, kim naprawdę jesteśmy, o wiele bardziej niż nasze zdolności.”

       W ostatnią niedzielę skończyłam czytać drugi tom serii o Harrym Poterze i mogę powiedzieć tylko jedno… KIEDY WRESZCIE PRZYJDZIE DO MNIE LIST Z HOGWARTU??? Książka okazała się równie zabawna, magiczna i zaskakująca, jak pierwsza część. Od razu zaznaczam, że w recenzji nie znajdą się żadne spojlery, więc możecie ją czytać, nawet jeśli nie czytaliście jeszcze żadnego tomu.
            Główny wątek książki opiera się na Harrym, który z pomocą przyjaciół próbuje rozwiązać tajemnicę związaną z Komnatą Tajemnic. Nic więcej nie mówię, ponieważ nie chcę odbierać Wam przyjemności z poznawania całej tej historii ;).


„Strach przed imieniem zwiększa strach przed tym, kto je nosi.”

            Jak dla mnie dużym plusem okazało się to, że książka wydała mi się bardziej mroczna, niż pierwsza część. W Hogwarcie działy się bardzo niepokojące rzeczy, przez co wszyscy żyli tam w strachu. Niemal do końca nie wiadomo, kto jest powodem tych wszystkich przerażających wydarzeń, możemy się tego jedynie domyślać. Od pierwszych stron powieści miałam pewną teorię i z dumą muszę przyznać, że chociaż po części się ona sprawdziła :).
            Jedną rzeczą, nad którą bardzo ubolewałam, było to, że w tej części autorka mniej oddała jesienny klimat związany z Nocą Duchów i magiczną aurę Bożego Narodzenia. Było to z pewnością coś, czego bardzo wyczekiwałam. Naprawdę kocham, gdy książki mają swój niepowtarzalny klimat, który ta powieść zdecydowanie posiadała, jednak nie było to już to samo, co w pierwszej części.

„Słyszenie głosów, których nikt inny nie słyszy, nie jest dobrą oznaką, nawet w świecie czarodziejów.”

            Bardzo się cieszę, że w tym tomie trochę większą rolę odegrała Ginny, młodsza siostra Rona. Już w pierwszej części pojawiła się kilkukrotnie, jednak dopiero teraz została uczennicą Hogwartu. Kolejny raz urzekł mnie Albus Dumbledore, już właściwie legendarny dyrektor szkoły, który swoją mądrością i spokojem zdobędzie szacunek każdego. Oprócz tego w powieści pojawia się również Zgredek, który swoją nieustępliwością i determinacją podbił moje serce.  


„Wiesz co, gdybyś jeszcze trochę wolniej myślał, to zacząłbyś się cofać.”

            Uwielbiam w książkach J. K. Rowling to, że zakończenia zawsze wywołują wielki uśmiech na mojej twarzy i napełniają mnie nadzieją. Są tak magiczne, że od razu mam ochotę sięgnąć po następny tom i poznać dalsze losy młodego czarodzieja.
            Teraz przede mną trzeci tom, którego już nie mogę się doczekać, jednak jak na razie muszę czytać „Quo Vadis”, które jest moją szkolną lekturą :(.

            A Wy co myślicie o drugiej części Harrego Pottera? Jacy są Wasi ulubieni bohaterowie?




środa, 12 października 2016

JESIENNY MARATON / „Harry Potter i Kamień Filozoficzny”


„Prawda to cudowna i straszliwa rzecz, więc trzeba się z nią obchodzić ostrożnie.”


            Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam, jaką cudowną przygodą było dla mnie czytanie znanej na całym świecie historii o Harrym Potterze… po raz trzeci. Tej jesieni postanowiłam zrealizować jesienny maraton, podczas którego przeczytam wszystkie książki z magicznej serii J. K. Rowling. Na razie mam za sobą pierwszą część i muszę przyznać, że naprawdę uwielbiam tę powieść.
            Wiecie w jaki sposób J. K. Rowling wpadła na pomysł o napisaniu opowieści o młodym czarodzieju? Siedząc na peronie czekała na spóźniający się pociąg. Z nudów zaczęła wymyślać historię i w połowie podróży miała już spisane wszystkie wydarzenia i postaci, które pojawiły się w pierwszej powieści. Może właśnie w ten sposób powstał peron numer dziewięć i trzy czwarte? ;)
Harry Potter jest czarnowłosym, zielonookim chłopcem mieszkającym u znienawidzonego wujostwa. Jego życiu zawsze towarzyszyły dziwne i niezrozumiałe wypadki, spotykały go same niepowodzenia. Jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym, jednak… czy na pewno? W dniu swoich jedenastych urodzin Harry dowiaduje się o swoim prawdziwym pochodzeniu. Jego rodzice byli czarodziejami zamordowanymi przez Voldemorta, najgorszego czarnoksiężnika, jakiego widział świat, i chłopiec miał podzielić ten sam los, gdyby nie… No właśnie, gdyby nie co? Voldemort w tamtym momencie zniknął, stracił swoją siłę, a jedyną pamiątką po tamtym wydarzeniu jest blizna na czole Harry’ego. Ludzie uważają chłopca za kogoś niezwykle potężnego, jednak on nie wie dlaczego. Trafia do Hogwartu, Szkoły Magii i Czarodziejstwa, gdzie… Reszty musicie dowiedzieć się sami ;).

„- Harry...jesteś czarodziejem. - W izbie zapadło milczenie. Słychać było tylko morze i świst wiatru. - Czym jestem? - wydyszał Harry.”

            Od razu muszę powiedzieć, że według mnie jesień jest zdecydowanie najlepszym czasem na czytanie tej książki. Dlaczego? Pełna jest magii, tajemnicy, ale i po części mroku. Wszystko to zdecydowanie sprzyja deszczowym, pochmurnym, jesiennym wieczorom. Wystarczy zaparzyć gorącą herbatkę, otulić się kocem i zagłębić się w historię o Harrym, a cudowny wieczór gwarantowany.

„Jeśli ktoś kocha nas aż tak bardzo, to nawet jak odejdzie na zawsze, jego miłość będzie nas zawsze chronić.”

               Uwielbiam dosłownie wszystkie postaci wykreowane przez autorkę. Niektóre dalej stanowią dla mnie pewną tajemnicę, nie potrafię ich rozgryźć, jednak mam nadzieję, że poznam je lepiej w następnych częściach. Wszyscy są cudownie stworzeni, każdy ma swój indywidualny charakter. Ron i Hermiona są przyjaciółmi, których każdy pragnąłby mieć u swojego boku, zawsze chętnymi na przygodę. Hagrid jest kimś, kto w każdej sytuacji potrafi poprawić humor. Albus Dumbledore jest bardzo ekscentryczny, a zarazem niezwykle mądry. No i oczywiście Draco, najgorszy wróg Harry’ego, który jest tak samolubny, że aż zabawny.

„Są takie wydarzenia, które - przeżyte wspólnie - muszą się zakończyć przyjaźnią…”


            Cała powieść jest pełna magii, tajemnic, przygód i przyjaźni. Wypełniona jest niepowtarzalnym klimatem i dowcipem. Jest to opowieść zarówno dla starszych, jak i dla młodszych - historia, której się nie zapomina.


            A wy? Czytaliście już Harry’ego Pottera? Jeśli tak, to do jakiego Domu należycie? Ja jestem z Gryffindoru. :)

środa, 28 września 2016

POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI, CZYLI
„GODZINA PĄSOWEJ RÓŻY” MARII KRUGER

 
            Moi rodzice są równie wielkimi miłośnikami książek co ja. To właśnie było głównym powodem, dla jakiego postanowiłam przeczytać „Godzinę pąsowej róży”. Oboje bardzo namawiali mnie, abym po nią sięgnęła. Powtarzali, że była to książka ich młodości, i że gdy byli w moim wieku, to wręcz ją uwielbiali. Jednak czy ze mną było tak samo?
            Warto zwrócić uwagę na piękną okładkę tej powieści. Jest to wydanie z 1972r., które dostałam od mojego taty. Uwielbiam lekko pożółkłe strony książki i jej zapach - po prostu mam słabość do starszych i już wiele razy czytanych wydań.
            W jaki sposób Maria Kruger wpadła na pomysł napisania „Godziny pąsowej róży”? Pewne deszczowe wakacje autorka spędzała w starym dworze w okolicach Krakowa, gdzie natrafiła na cudownie wydany rocznik czasopisma „Bluszcz”, który pochodził z roku 1880. Na stronach magazynu znalazła ideały ówczesnej mody, suknie sięgające podłogi, gorsety, kapelusze ozdobione mnóstwem kwiatów. Wszystko to sprawiło, że zapragnęła… przenieść się w czasie.


            Anda jest zupełnie zwyczajną dziewczyną mieszkającą z rodziną w Warszawie. Nienawidzi algebry, uwielbia pływać i zamierza w przyszłości osiągnąć wielki sukces. Jej życie toczy się zupełnie zwyczajnie, wolny czas spędza na basenie i umawia się z koleżankami do kina. Jednak pewnego dnia dzieje się coś zupełnie niespodziewanego. Czternastolatka cofa się w czasie o całe… 80 lat. Nagle roztargniona i żyjąca w pośpiechu Anda musi zmienić się w ściśniętą w gorset, świetnie wychowaną Anusię, a 1960 rok zmienia się w 1880.
            Jestem pod wrażeniem sposobu, w jaki autorka przedstawiła epokę, do której przeniosła się nastolatka. Po prostu zakochałam się w opisywanym jedzeniu, meblach i przede wszystkim w strojach. Wszystko przepełnione było elegancją i romantyzmem, co sprawiało, że momentami sama miałam ochotę znaleźć się w XIX wieku.



            Bardzo irytowała mnie postawa głównej bohaterki. Kompletnie nie posiadała samozachowawczości, cały czas nie potrafiła odnaleźć się w nowej epoce i doprowadzała do nowych skandali. Na samym początku tolerowałam to, starałam się być wyrozumiała, ponieważ dziewczyna znalazła się nagle w zupełnie nowym dla niej świecie. Jednak miałam wrażenie, że z każdą stroną było coraz gorzej. Wyglądało to mniej więcej tak, że nastolatka używała lamp naftowych i myła się w misce z wodą, po czym wychodziła na ulicę i próbowała zawołać taksówkę…
Z drugiej strony bardzo zaciekawiły mnie niektóre aspekty z życia Andy w 1960 roku.  Wiele z nich stanowiło dla mnie nowość. Wyobrażałam sobie, że dla moich rodziców czytających kiedyś tę książkę, wszystko to było całkowitą codziennością.
            Generalnie uważam powieść za wartą przeczytania, mimo że - niestety, zwłaszcza w drugiej połowie, bardzo się wynudziłam. Jednak klimat książki jest naprawdę niezapomniany, wszystko przepełnione jest romantyzmem. Chwilami bardzo współczułam głównej bohaterce, ponieważ XIX wiek okazał się być zupełnie inny od jej codziennego życia - pełen zasad i o wiele mniej wyrozumiały.


            A wy czytaliście już „Godzinę pąsowej róży”? Co o niej myślicie? Napiszcie w komentarzach!

poniedziałek, 12 września 2016

EMOCJONALNY ROLLERCOASTER, CZYLI „WSZYSTKIE JASNE MIEJSCA” – JENNIFER NIVEN


            Byłaś pod każdym względem wszystkim, czym można być. [...] Gdyby ktokolwiek mógł mnie uratować, byłabyś to Ty.”

            Zdecydowałam się sięgnąć po tę pozycję głównie ze względu na problematykę, jaką porusza. Już opis sugeruje nam, że powieść dostarcza wielu emocji, a ja książki zapewniające dużą ilość przeżyć wewnętrznych uwielbiam najbardziej. Książka bardzo mnie zaskoczyła. Pierwszy raz o niej czytając, kompletnie nie spodziewałam się zakończenia, jakie spotkało mnie na ostatnich stronach powieści.
            Kilka lat temu Jennifer Niven znalazła ciało swojego przyjaciela, który popełnił samobójstwo. Po tamtym wydarzeniu autorka nigdy już nie spojrzała na świat w ten sam sposób, co wcześniej. Chłopak, którego znała i kochała, zmagał się z problemami psychicznymi i postanowił odebrać sobie życie. Przez długi czas nie mogła o tym mówić, ponieważ było to dla niej zbyt bolesne. W końcu postanowiła napisać książkę, aby pokazać wszystkim - i tym, którzy zmagają się ze swoimi wewnętrznymi demonami, i tym, którzy mają obok siebie osoby nieszczęśliwe, że o takich rzeczach należy mówić, i że nigdy nie jesteśmy sami.



            Theodore Finch jest nierozumianym i nieszczęśliwym nastolatkiem. Rówieśnicy nazywają go dziwakiem i wariatem. Uwielbia zmieniać swoją osobowość i obklejać swój pokój pięknymi słowami. Każdego ranka zastanawia się, czy może jest to właściwy dzień, aby umrzeć i rozważa, w jaki sposób odebrać sobie życie.
            Violet Markey rok temu straciła siostrę w wypadku samochodowym i od tamtego czasu jest zupełnie inną osobą. Kiedyś uwielbiała pisać i prowadziła uwielbianą stronę internetową. Teraz nie może doczekać się, aż wreszcie będzie mogła wynieść się jak najdalej od domu i nie potrafi już wrócić do starego życia.
            Drogi tych dwojga krzyżują się na szczycie szkolnej dzwonnicy, gdy oboje są o krok od śmierci i nie wiadomo do końca, kto właściwie komu ratuje życie. Wszystko zmienia się o 180 stopni, gdy wspólnie zaczynają przemierzać Indianę w poszukiwaniu małych, niedocenianych i cudownych miejsc.
            Uwielbiam motyw podróży zawarty w tej książce. Bohaterowie wsiadali w samochód i po prostu jechali przed siebie - nieważne jak daleko, w poszukiwaniu miejsc, które na pozór są całkowicie zwyczajne, jednak gdy tylko się chce, można zobaczyć w nich piękno. Podczas swoich wycieczek zatracali się w czasie, a w każdym miejscu zostawiali po sobie jakąś pamiątkę, co niesamowicie mi się podobało.

„Największym problemem ludzi jest to, że zapominają, iż najczęściej liczą się właśnie drobiazgi.”

Rozdziały w książce podzielone są na dwa rodzaje, jedne pisane z perspektywy Fincha, a drugie z punktu widzenia Violet. Bardzo podobało mi się to, że widać było wyraźną różnicę pomiędzy fragmentami obu bohaterów. Każde z nich myślało w zupełnie inny sposób, przez co niezwykle wczułam się w sytuację obojga. Z biegiem fabuły poznawałam ich wszystkie przemyślenia, zmartwienia i chwile szczęścia. Violet z każdą stroną stawała się coraz szczęśliwsza, powoli powracała do pisania i przestała bać się jazdy samochodem. Z kolei Finch... Niby wszystko było w porządku, a jednak nie do końca…

„- Nie jesteś sam - mówi. Już chcę mu powiedzieć: "Tak się składa, że jestem, i na tym między innymi polega problem. Wszyscy jesteśmy sami, uwięzieni w naszych ciałach i umysłach, a wszelkie towarzystwo, jakie mamy w tym życiu, to powierzchowna i przelotna sprawa".”

Cenię sobie książki, które zawierają cytaty innych autorów lub wzmianki o ulubionych książkach bohaterów. Dlatego właśnie urzekło mnie to, że Violet i Finch, pisząc ze sobą, wymieniali się cytatami Virginii Woolf. Potem przewijały się one przez całą książkę, co sprawiło, że na zawsze kojarzyć je będę właśnie z tą powieścią.

„Przekonałem się na własnej skórze, że lepiej nie ujawniać swoich prawdziwych myśli. Kiedy milczysz, zakładają, że o niczym nie myślisz, widzą tylko to, co sam im pokazujesz.”

Szczerze powiedziawszy pierwsza połowa książki trochę mnie nudziła, ponieważ nie działo się zbyt wiele intrygujących rzeczy. Poznawałam codzienne realia bohaterów, jednak przeczytanie pierwszych 200 stron szło mi bardzo mozolnie. Jakoś nie mogłam się wciągnąć w lekturę i zaprzyjaźnić z głównymi bohaterami. Mimo to w pewnym momencie książka po prostu wessała mnie do środka i nie mogłam się od niej oderwać. Myśli, które wypełniały głowy bohaterów często napawały mnie niepokojem. Widziałam, że oboje są bardzo nieszczęśliwi i trzymają się cało jedynie dzięki sobie nawzajem.

„Rozmyślam o minionym dniu. Uwielbiam: to, jak błyszczą jej oczy, gdy rozmawiamy albo kiedy mówi mi coś, co chce mi przekazać; to jak porusza ustami gdy czyta albo się na czymś koncentruje; jak patrzy na mnie, jakby oprócz mnie nie było już nikogo, jakby sięgała wzrokiem poza ciało, szkielet i całą gównianą otoczkę i widziała mnie prawdziwego, takiego, którego nawet ja nie widzę.”

            Moją uwagę zwrócił również motyw wody, pojawiający się w całej książce. Jednak dopiero na sam koniec zorientowałam się, jak wielkie miał on znaczenie. Generalnie zakończenie bardzo mnie zaskoczyło. Gdy myślę o tym w tej chwili, to zdecydowanie mogłam spodziewać się tego, co się wydarzyło. Finał powieści sprawił, że książka cały czas zaprząta moje myśli.

„Ona jest tlenem, wodorem, azotem, wapniem i fosforem.”

Książka wywarła na mnie bardzo duże wrażenie. Przeżyłam mnóstwo pięknych emocji. Dzięki nim wiem, jak to jest czuć się nikomu niepotrzebnym i nic nieznaczącym. Zdecydowanie jest to pozycja godna uwagi.




A Wy macie zamiar przeczytać „Wszystkie jasne miejsca”? A może już czytaliście? Napiszcie w komentarzach!

niedziela, 11 września 2016

Cześć!


Nazywam się Julia i witam Was serdecznie na moim blogu ;). Chodzę do II klasy gimnazjum i jestem pełnoetatową książkoholiczką. Uwielbiam dzielić się moimi odczuciami i przeżyciami w stosunku do czytanych książek, dlatego właśnie zdecydowałam się stworzyć bloga. Będę wylewać tu wszystkie moje myśli, starać się dać Wam zastrzyk pozytywnej energii i pokazać Wam mój świat przez obiektyw aparatu. Obiecuję, że zawsze będę z Wami szczera, jeżeli chodzi o moje opinie, ponieważ sama nie znoszę dosłodzonych słów :).

To wszystko o mnie. Teraz chętnie dowiem się czegoś o Was! Napiszcie coś o sobie w komentarzu!


Julia