POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI, CZYLI
„GODZINA PĄSOWEJ RÓŻY” MARII KRUGER
Moi rodzice
są równie wielkimi miłośnikami książek co ja. To właśnie było głównym powodem,
dla jakiego postanowiłam przeczytać „Godzinę pąsowej róży”. Oboje bardzo
namawiali mnie, abym po nią sięgnęła. Powtarzali, że była to książka ich
młodości, i że gdy byli w moim wieku, to wręcz ją uwielbiali. Jednak czy ze mną
było tak samo?
Warto zwrócić
uwagę na piękną okładkę tej powieści. Jest to wydanie z 1972r., które dostałam
od mojego taty. Uwielbiam lekko pożółkłe strony książki i jej zapach - po
prostu mam słabość do starszych i już wiele razy czytanych wydań.
W jaki
sposób Maria Kruger wpadła na pomysł napisania „Godziny pąsowej róży”? Pewne
deszczowe wakacje autorka spędzała w starym dworze w okolicach Krakowa, gdzie
natrafiła na cudownie wydany rocznik czasopisma „Bluszcz”, który pochodził z
roku 1880. Na stronach magazynu znalazła ideały ówczesnej mody, suknie
sięgające podłogi, gorsety, kapelusze ozdobione mnóstwem kwiatów. Wszystko to
sprawiło, że zapragnęła… przenieść się w czasie.
Anda jest
zupełnie zwyczajną dziewczyną mieszkającą z rodziną w Warszawie. Nienawidzi
algebry, uwielbia pływać i zamierza w przyszłości osiągnąć wielki sukces. Jej
życie toczy się zupełnie zwyczajnie, wolny czas spędza na basenie i umawia się
z koleżankami do kina. Jednak pewnego dnia dzieje się coś zupełnie
niespodziewanego. Czternastolatka cofa się w czasie o całe… 80 lat. Nagle
roztargniona i żyjąca w pośpiechu Anda musi zmienić się w ściśniętą w gorset,
świetnie wychowaną Anusię, a 1960 rok zmienia się w 1880.
Jestem pod
wrażeniem sposobu, w jaki autorka przedstawiła epokę, do której przeniosła się
nastolatka. Po prostu zakochałam się w opisywanym jedzeniu, meblach i przede
wszystkim w strojach. Wszystko przepełnione było elegancją i romantyzmem, co
sprawiało, że momentami sama miałam ochotę znaleźć się w XIX wieku.
Bardzo
irytowała mnie postawa głównej bohaterki. Kompletnie nie posiadała
samozachowawczości, cały czas nie potrafiła odnaleźć się w nowej epoce i
doprowadzała do nowych skandali. Na samym początku tolerowałam to, starałam się
być wyrozumiała, ponieważ dziewczyna znalazła się nagle w zupełnie nowym dla
niej świecie. Jednak miałam wrażenie, że z każdą stroną było coraz gorzej.
Wyglądało to mniej więcej tak, że nastolatka używała lamp naftowych i myła się
w misce z wodą, po czym wychodziła na ulicę i próbowała zawołać taksówkę…
Z drugiej strony bardzo zaciekawiły
mnie niektóre aspekty z życia Andy w 1960 roku. Wiele z nich stanowiło dla mnie nowość. Wyobrażałam
sobie, że dla moich rodziców czytających kiedyś tę książkę, wszystko to było
całkowitą codziennością.
Generalnie
uważam powieść za wartą przeczytania, mimo że - niestety, zwłaszcza w drugiej
połowie, bardzo się wynudziłam. Jednak klimat książki jest naprawdę
niezapomniany, wszystko przepełnione jest romantyzmem. Chwilami bardzo
współczułam głównej bohaterce, ponieważ XIX wiek okazał się być zupełnie inny
od jej codziennego życia - pełen zasad i o wiele mniej wyrozumiały.
A wy czytaliście
już „Godzinę pąsowej róży”? Co o niej myślicie? Napiszcie w komentarzach!
Obie epoki, w których "żyła" Andzia są urocze - bez komputerów, komórek, FB i hejtu... Chciałbym choć na parę godzin przenieść się do okresu dzieciństwa.
OdpowiedzUsuńŚwietna strona. Powodzenia! Brat 😊
OdpowiedzUsuńDziękuję! :*
UsuńŚwietna strona. Powodzenia! Brat 😊
OdpowiedzUsuńDziękuję za tę recenzję. Przypomniałam sobie jak czytałam tę książkę z wypiekami na policzkach. Czasy bardzo się zmieniły i dlatego dziękuję autorce za szczerość i nowoczesność jest spostrzeżeń. Czekam na kolejne wpisy .
OdpowiedzUsuń